poniedziałek, 25 stycznia 2016

Raport Pileckiego - refleksje

Jedną z najważniejszych lekcji, jakie ludzkość powinna wynieść z dwudziestego stulecia, jest zrozumienie niemieckich obozów koncentracyjnych, obozów śmierci. Jeżeli tragedia o tej skali ma się już nigdy nie powtórzyć, musimy odrobić naszą lekcję z historii i nigdy jej nie zapomnieć.

Na początku roku 1941, rotmistrz Pilecki dobrowolnie dostał się do transportu ludzi z drugiej, wielkiej łapanki ulicznej w Warszawie, transportu, których trafić miał do obozu w Oświęcimiu. Zgodnie ze swoimi rozkazami miał organizować siatkę ruchu oporu w obozie i donosić do władz państwa podziemnego o sytuacji za drutami. Kiedy w roku 43 zdecydował się na ucieczkę z obozu, był już doświadczonym starym numerem, który widział rozwój łagru, od prostego obozu pracy, do efektywnej fabryki śmierci. Jego wspomnienia trafiały na biurka polskich władz podziemnych, rządzących państwami alianckimi czy wreszcie na biurka zachodniej prasy. Swoje najobszerniejsze opracowanie spisał w 1945 roku we Włoszech, krótko przed tym gdy powrócił do Polski z misją
zbierania informacji dla rządu polskiego na uchodźctwie i armii Andersa - jak wiemy po dwóch latach działalności, został schwytany i, po pokazowym procesie, zamordowany przez komunistyczne władze.

Raport Pileckie to unikalne spojrzenie na piekło obozu koncentracyjnego, na mechaniczny i błyskawiczny charakter zagłady Żydów, na długie cierpienie tych którzy nie od razu "wyszli przez komin". Narracja koncentruje się na opisie pracy konspiracyjnej i formowaniu ruchu oporu, naświetla też przy każdej możliwej okazji niemieckie okrucieństwa, tragedię życia za drutami, pokazuje
upadek i zobojętnienie na cierpienia bliźnich, jakie wywołuje życie w nieustającym strachu. Od "Kanady" po Sonder Komando - możemy zobaczyć obóz od środka, możemy lepiej zrozumieć tragedię uwięzionych, możemy zrozumieć ewolucję Auschwitz od obozu pracy aż do obozu zagłady, skoncentrowanego na szybkim gazowaniu przyjeżdżających codziennie transportów.

Mamy tu do czynienia z godą polecenia, przejmującą relacją, godną polecenia każdemu kto chciał by poszerzyć swoją wiedzę o tym strasznym okresie historii.

Pełny tekst dostępny jest na stronach muzeum Armii Krajowej:
http://www.muzeum-ak.pl/biogramy/UserFiles/File/raport-rotmistrza-pileckiego.pdf

piątek, 23 stycznia 2015

Refleksje #2: "Zimowy monarcha"

Ostatnimi czasy nie mam wielkiego przerobu książek, można by wręcz powiedzieć, że poziom mego czytelnictwa spadł w okolice średniej krajowej. Jako część planu odnowy, zabrałem się za lekturę kilku lżejszych pozycji, czegoś co pozwoli poprawić statystyki w krótszym okresie czasu niż klasyczne "cegły".

"Zimowy monarcha przyjemnie wpisał się w tą tendencje, jedna z wielu opowieści arturiańskich, bez ambicji na wielkie pisanie ale i bez zacięcia grafomańskiego. Mityczny Artur jest tu jednym z wodzów brytów, złapanych w sidła świata po upadku Rzymu: między pogańskimi wierzeniami przodków a maszerującym naprzód chrześcijaństwem, i wreszcie, między wewnętrznymi utarczkami brytyjskich królestwa a żądnymi ziemi i łupów Saksonami.

Lekka i przyjemna lektura, nie powala na kolana i nie odrzuca zarazem. Jeśli tak jak ja nie możesz ostatnio znaleźć dość czasu i skupienia na lekturę z wyższej półki, sięgnij po powieść Cornwella, da
Ci odrobinę wytchnienia.

niedziela, 4 stycznia 2015

Krasnal na dziś

Jeden z wrocławskich krasnali upolowany na wycieczce krajoznawczej:
Kto zgadnie w którym punkcie Wrocławia go znajdziemy?

sobota, 13 grudnia 2014

Refleksje #1: „Wichrowe wzgórza”

Nie jestem, nie byłem, acz kiedyś może będę, fanem romansów książkowych, nie mniej są romanse, które uzyskały na tyle solidną pozycję, że trafiły na listę lektur oczekujących. „Wichrowe wzgórza” to dobrze napisane, zajmujące przeżycie. Szekspirowskie połączenie miłości i nienawiści pozwala uniknąć mdłego charakteru, a sceneria wiktoriańskiej Anglii dodaje uroku, który, szczególnie dla mnie, ma wielką moc przyciągającą.
„Wichrowe wzgórza” nie uczyniły ze mnie wielbiciela romansów, ale utwierdziły moje przekonanie o jakości XIX wiecznej powieści.

piątek, 12 grudnia 2014

Lista lektur oczekujących v1.0


„Wojna i pokój” (w trakcie)
„Anna Karenina”
„W poszukiwaniu straconego czasu”
„Duma i uprzedzenie”
„Przygody Hucka”
„Martwe dusze”
„Czarodziejska góra”
„Biesy”
„Miłość w czasach zarazy”
„Zabić drozda”
„Przeminęło z wiatrem”
„Niewidzialny człowiek”
„Nowy wspaniały świat”
„Wielki Gatsby”
„David Copperfield”
„Rozważna i romantyczna”
„Opowieść o dwóch miastach”
„Targowisko próżności”

czwartek, 25 lipca 2013

Szeregowy żołnierz największej armii Ziemi


Kilka tygodni temu na rynku pojawiła się długo wyczekiwana, nowa płyta zespołu „Kult”. Jak zawsze w takich przypadkach fani mieli wielkie nadzieje, tym większe, iż od kilu już lat grupa zdawała się nie dorastać do swego wyśmienitego dziedzictwa. Spekulowano, iż Staszewski zestarzał się i zastał w swoich drogach, że jego życie stało się tak wygodnym i przyjemnym, że pozbawiło go materiału do pisania nowych ciętych tekstów. Podobnie można było by powiedzieć o stronie muzycznej, coś zacięło się w kiedyś świetnie działającej maszynie. Tym razem miało być inaczej, niemoc miała zostać przełamana. Czy tak się rzeczywiście stało? Wypada posłuchać i znaleźć odpowiedź na to pytanie.
 
Już początek płyty zapowiada jej dwoistość: wstępniak instrumentalny nastraja lirycznie, po to tylko by natychmiast przejść do mocnego, agresywnego muzycznie i tekstowo „Układu zamkniętego” - utworu, który powinien być już dobrze znany publiczności, jako że promował albumu i, nieco wcześniej, film o tym samym tytule. Ten podział na spokojne relaksujące dźwięki i na mocne granie w rockowym stylu definiuje zawartość. Z grubsza można by powiedzieć, że kilka początkowych piosenek zaliczymy do drugiej kategorii, podczas gdy końcówka płyty trafi do kategorii pierwszej. Kulminacja rockowości następuje w wyśmienitym, szczególnie tekstowo, „Prosto”:
„Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych
Idę prosto, do póki sam nie padnę
Idę prosto, to jest powód do troski
Idę prosto, mam w dupie obie wasze Polski”.

Na tym etapie da się dostrzec kolejną dwoistość: mieszają się ze sobą pieśni o wydźwięku krytycznym w stosunku do rzeczywistości nas otaczającej („Układ zamknięty”, „Prosto” etc.) z pozytywnymi w swym wydźwięku opisami spokoju i szczęścia w mikrokosmosie rodziny(„Dobrze być dziadkiem” etc.). To pomieszanie obejmuje całość albumu i nadaje mu szczególny, nietypowy dla Kultu ton.

Im dalej tym mniej mamy rockowości, więcej relaksujących, wyważonych muzycznie kawałków. Wydaje się, że zespół chciał za jednym zamachem zaspokoić potrzebę mocnego uderzenia, takiego które sprawdzi się na koncercie i delikatnej pieśni, która nada się na relaksujący wieczór przy piwku. Można kwestionować zasadność samego pomysłu, ale warto zauważyć, że cel został osiągnięty. Warto także wspomnieć, że druga część płyty zawiera kilka godnych uwagi perełek. Pierwszą która wpada w ucho, jest „Bomba na parlament”: ironiczne spojrzenie na machlojki służb próbujących się za wszelką cenę utrzymać swą pozycję, poprzez fabrykowanie zagrożeń. Dalej wesołe „Nie chce grać w reprezentacji”, dopełniające tradycji zamieszczania choć jednego utworu o piłce nożnej. Wielki urok w moich uszach uzyskała, nieco zaskakująco, „Modlitwa moja”. Można jej słuchać bez końca, spokojny, hipnotyczny refren porywa. Pod sam koniec trafiamy na utwór, który dał tytuł temu wpisowi: „Największa armia świata”, nietypowe podejście do tematu alkoholika funkcjonującego sprawnie w społeczeństwie, kogoś w kim wielu z nas mogło by dostrzec siebie, jeśli tylko zechciało by spojrzeć uczciwie w lustro:
„Jestem alkoholikiem, niemal doskonałym
Zaświadczę o tym fakcie swoim życiem prawie całym (…)
Jestem jaki jestem i tego się nie zmieni
Szeregowy żołnierz największej armii Ziemi, hej!”

Ogień jeszcze tli się w Kulcie, ci którzy wieścili upadek pośpieszyli się odrobinkę. Przyznam, że po kilku średnio udanych płytach miałem swoje wątpliwości, ale „Prosto” przywróciła mi nadzieję. Nie można wprawdzie powiedzieć, że jest tak pełna świetnych piosenek, jak twórczość „wieków średnich” (na ten przykład „Ostateczny krach...”), ale ma kilka mocnych elementów. Zaczynam przypuszczać, że wymagamy zbyt wiele, zespół wyewoluował przede wszystkim pod względem muzycznym i nie ma powrotu do brudnego, rockowego grania dawnych lat. Przynajmniej nie całkowicie. To co jest najjaśniejszym elementem nowej płyty to konstatacja, że Kazik wciąż ma w sobie kilka tekstów ciętych jak brzytwa, i to jest nadzieja na świetlaną przyszłość...

PS.: Wideoklipy Kultu znajdziecie na kanale YouTube SPRecords oraz na stronie zespołu, gdzie nie zabraknie też zapisów jednego czy dwóch koncertów:
Odwiedzajcie, oglądajcie i tak dalej... 
Drugi utwór promujący płytę, „Dobrze być dziadkiem”: