Sprawa
katastrofy smoleńskiej stała się tematem, którego w pewnych
kręgach nie wypada poruszać, a jeżeli już, to tylko po to by
pośmiać się chwilę z zainteresowania części mediów i
społeczeństwa, z pancerności brzóz, ze znikającego trotylu. Tak
się składa, że środowisko, o którym mowa, to młodzi
wykształceni ludzie, typowo żelazny elektorat PO. Tak się składa.
Czy
w samolocie był trotyl? Nie mam pojęcia - zapewne nie.
Czy
był zamach w jakiejkolwiek formie? Nie mam pojęcia. Zapewne nie.
Czy
rząd Rosji świadomie i z premedytacją działa na niekorzyść
śledztwa? Nie mam pewności, ale zapewne tak.
Czy
rząd Polski działa bez werwy, zaangażowania i generalnie
nieudolnie przy wyjaśnianiu sprawy katastrofy? Zdecydowanie tak. Co
jest szczególnie zaskakujące, biorąc pod uwagę, że dyplomacja
była od lat najsilniejszą, i rzeczywiście silną, stroną tej
ekipy.
Zapewne
nie było zamachu. Dlaczego więc o sprawie pisać? Dlaczego rzucać
się na każdy okruch wyniuchanego trotylu? To proste: dlatego że w
dwa lata po katastrofie sprawa wciąż nie jest dogłębnie
wyjaśniona! To wydaje się niemożliwe. W dwudziestym pierwszym
wieku, w kraju zaliczanym do grupy rozwiniętych, nie można zaprząc
wystarczających środków technicznych by wyjaśnić katastrofę
samolotu w której zginęła głowa państwa, dowódcy sił zbrojnych
i liczna grupa innych wpływowych ludzi władzy. Discovery Channel w
ramach cyklu „Katastrofy w przestworzach” radzi sobie
zdecydowanie lepiej. Może przyjdzie nam poczekać, aż zajmą się
tą sprawą?
Problem
części z nas polega na tym, że nie mamy ochoty czekać, że
oczekujemy, że nasz rząd, wybrany demokratycznie przez naszych
rodaków, będzie w stanie kompetentnie zająć się wyjaśnieniem
tego zdażenia. Jeżeli nie potrafi tego zrobić, to musimy wciąż
pytać o katastrofę, nie po to nawet by poznać jej przyczyny, ale
po to by naświetlić niekompetencje rządzących. O to w tym
wszystkim koniec końców chodzi, to jest najważniejszy wniosek
płynący z katastrofy: rządzą nami nie idioci, nie złodzieje ale,
po prostu, ludzie nieudolni. Ludzie, którzy nie potrafili poradzić
sobie z chaosem medialnym rozpętanym przez władzę Rosji, chaosem
który początkowo skłaniał mnie do przypuszczeń, że zamach
jednak był - przecież jeśli Putin chciałby śmierci kogoś na
pokładzie samolotu nie zawahał by się ani sekundy. Dopiero po
czasie pewnym zrozumiałem, że chaos ten jest po części wynikiem
ogólnego bałaganu panującego w Federacji, a po części grą
propagandową ichnich władz, chcących pokazać, że w relacjach
Polsko-Ruskich to oni mają pozycję dominującą - stara imperialna
mentalność, przeniesiona bez zmian właściwie na grunt świata po
upadku imperium.
Stąd
pozycja Rosji nie jest już dla mnie zagadką, nie jest już
interesująca. Ot, robią swoje. To samo co robili 40 lat temu, to
samo co, o ile nie doczekają się prawdziwej zmiany na szczytach
władz, będą robić i za lat 40. Niewyjaśnione pozostaje
zachowanie polskiej dyplomacji. Wspomniałem już, że to
najsilniejsza, być może jedyna silna, formacja drużyny Tuska. O
ile kompetencji w gospodarce, szkolnictwie etc. nie spodziewa się po
rządzie nigdy, o tyle kompetentnego zachowania w relacjach
międzynarodowych jak najbardziej. Skąd więc ta wtopa? Jak to się
stało, że śledztwo w sprawie katastrofy tak łatwo trafiło w ręce
Rosjan? Tu zaraz ktoś zaśpiewa, że konwencja Chicagowska – ja w
odpowiedzi zaśpiewam: to dyplomacja a nie matematyka, konwencje
konwencjami, ale tam gdzie jest wola stron wszystko można dogadać i
ustalić na warunkach odpowiednich do konkretnej sytuacji. Ustalenia
z Chicago, w dość oczywisty sposób, dotyczą zwykłych samolotów
pasażerskich. W omawianym przypadku, sytuacja jest szczególna i
dość naiwnie jest myśleć, że ogólne przepisy powinny się do
niej stosować. Woli rosyjskiej nie było – raz jeszcze –
nie dlatego, że są winni, tylko dlatego, że jej władzę
charakteryzują się średniowieczną mentalnością siły i
dominacji, nie rozumiejąc takich słów jak współpraca i
porozumienie. Woli polskiej nie było także – a przecież często
do poradzenia sobie z chuliganem wystarczy wykazanie się odrobinką
charakteru, tego zabrakło i do dnia dzisiejszego kompletnie brakuje.
Nie
o brzozę tu chodzi. Brzoza jest mało istotna. Sama katastrofa, jej
przyczyny, z całym szacunkiem dla
rodzin ofiar, dla których to wydarzenie na zawsze pozostanie ważnym,
ludzie którzy w niej zginęli, także tracą na znaczeniu z każdym
upływającym dniem. Co nie traci na znaczeniu, co jest
niebezpieczne w pewnej mierze dla nas wszystkich, co musi zostać
wyjaśnione i co najważniejsze zmienione – to katastrofalne
zachowanie naszej dyplomacji. Tu czai się prawdziwa treść
katastrofy i prawdziwy powód dla którego codziennie i z uporem
maniaka należy powtarzać historię o brzozach i trotylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz