piątek, 22 marca 2013

Niemiecka rzetelność w słodko-kwaśnym wydaniu

Paulaner jest prawdopodobnie najlepiej rozpoznawalną w Polsce niemiecką marką piwa. Choć nasi zachodni sąsiedzi znani są z ciepłego nastawienia do złotego trunku, nie zdarza im się promować na światowych rynkach wielkich nazw. Wynika to zapewne z faktu, iż browarnictwo w Rzeszy było od wieków sportem lokalnym, wewnętrzne podziały polityczne prowadziły do wykształcenia się silnych regionalnych browarów. Sytuacja ta trwa do dziś. Jednymi z nielicznych, które zawędrowały ostatecznie do Polski, są monachijskie Paulanery. Dziś weźmiemy na języki jeden z nich: Dunkel Hefe-Weissbier.

Krótka wizyta na wikipedi pozwoli nam stwierdzić, że jest to piwo oparte na słodzie pszenicznym, niefiltrowane, informacje te w całej rozciągłości potwierdza etykieta. Jak sama nazwa wskazuje, piwo ma ciemny, mętny kolor, sprawiający przyjemne wrażenie po przelaniu do przejrzystego szkła. Jeśli na chwilkę jeszcze powstrzymamy pragnienie i poświęcimy się lekturze nalepki na butelce, dowiemy się, że do czynienia mamy z napojem z tradycjami, warzonym od trzystu lat w jednym browarze, z poszanowaniem bawarskiego prawa czystości, czyli starych, acz wciąż obowiązujących, zasad wytwarzania piwa zakazujących dodawania do niego czegokolwiek poza wodą, chmielem i słodem jęczmiennym. I tu mamy lekkie zaskoczenie, przecież badany Paulaner jest produkowany na słodzie pszenicznym! Oznaczać to może tylko jedno: jakiś czas temu browar zarzucił Bawarską tradycję i przeszedł na ogólnoniemieckie zasady. Szkoda tylko, że ulotka jest w tym temacie nieco myląca. Czytając dalej, teraz z odrobinką sceptycyzmu, odkrywamy że wytworzono naszego bohatera w procesie górnej fermentacji, z wykorzystaniem jedynie bawarskiego chmielu, specjalnie dobranych odmian drożdży i wody pochodzącej z najgłębszych otchłani Ziemi, przy czym to ostatnie jest moją poetycką przesadą. Ciekawym elementem na sam koniec jest opis „rytuału podawania piwa”, było by jeszcze bardziej interesująco gdyby rytuał był bardziej wyrafinowany, jednak propozycja podawania piwa w lekko zwilżonej szklance i zamieszania niewielkiej ilości w butelce dla uzyskania ładnej piany, są interesujące.

Tyle teorii, pora zająć się praktyką. Pierwszy łyk zdaje się sugerować, że dominującą nutą w smaku będzie kwaskowatość. Przyznam, że na początku nie byłem zachwycony, nie wyczuwałem goryczy, a to przecież najważniejsze, kwaskowatość zdawała się być nazbyt nachalną. Przy drugim pociągnięciu, warto poświęcić nieco czasu i rozmieszać ciecz w ustach, pozwolić by rozlała się po całym języku, po wszystkich kubkach smakowych, by enzymy zawarte w ślinie popracowały trochę nad napojem, wtedy dopiero uzyskamy pełną i zadowalającą paletę smaku, to czego oczekiwalibyśmy po solidnym niemieckim piwie. Słodycz uwydatnia się zdecydowanie, by przejąć dominacie nad smakowym spektrum, łamiąc i odsuwając na drugi plan kwaskowatość, także gorycz ma swoją chwile w tym przypadku, wchodzi do gry i przypomina nam, iż w rzeczy samej mamy tu do czynienia z piwem, a nie frankfurckim appfelwine. Cała ta skomplikowana mieszanina dobrze się komponuje, nie trafia wprawdzie w moje preferencje smakowe, ale także nie łamie ich straszliwie, dla wszystkich, którzy lubią nieco słodsze klimaty, ale wciąż daleki od miodowej ulepkowatości, Paulaner jest dobrą opcją, będą zadowoleni. Jedną rzeczą, która może to zadowolenie ograniczyć jest cena. Nie da się ukryć, że Hefe-Weissbier jest droższe niż większość polskich alternatyw, zwłaszcza, że sprzedawane jest w butelkach 0,4. Jednak od czasu do czasu, dla dobrego smaku i dla poczucia powiewu bawarskiego klimatu warto sięgnąć po ten produkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz