Ostatnimi czasy
podjąłem tytaniczny wysiłek powiększenia mojej wiedzy o polskiej
literaturze fantasy. Dotychczas kontakt z nią miałem dość ubogi
i, z wyjątkiem Sapkowskiego, raczej odstręczający. Podążając za
tą myślą, podczas wizyty w bibliotece sięgnąłem po pierwszą z
brzegu pozycję o przyciągającym tytule. Obejrzałem okładkę i
stwierdziłem, że wygląda nie najgorzej, co jest zwykle podstawą
mego osądu książki. Tak w moim posiadaniu znalazł się „Siewca
wiatru” Kossakowskiej.
Nad tekstami
umieszczonymi na okładce nie będę się rozwodził - mam nadzieje,
że już wszyscy z was nauczyli się je spokojnie ignorować i nie
przydawać im najmniejszej nawet wartości - przejdę prosto do
fabuły. Historia rozpoczyna się od niesprawiedliwej egzekucji i
wskrzeszenia przez Boga jednego z „aniołów miecza” IMIE, który
w efekcie staje się Abadonem, Aniołem Zniszczenia. Następnie
fabuła przeskakuje tysiąclecia naprzód. Gdzieś w międzyczasie
archaniołowie obalili dotychczasowych władców niebios, wkrótce
potem Jasność opuściła niebiosa. Dziś nowi możni, opuszczeni
przez swego Boga, muszą stawić czoła zagrożeniu jakim jest
zapowiedziany powrót Siewcy Wiatru, manifestacji antyBoga. Podstępne
knowania, skrytobójstwo i zdrada rozdzierają anielskie szeregi.
Krew miesza się z wyrywanymi ze skrzydeł piórami, aż wszystko
znajduje swoją kulminację w walnej bitwie z Ciemnością,
uwieńczonej, dzięki Bogu, triumfem dobra.
Wielu z was
zapewne pomyślało sobie: fantastycznie, brzmi jak odlotowa książka
akcji. Wojny aniołów w niebie? Nie może być nic lepszego! Otóż
błąd. Jest wiele lepszych rzeczy, wiele ciekawszych historii. Po
prawdzie sam fabuła jest nawet wciągająca i powieść czyta się
gładko, bez specjalnych zgrzytów i bez szczególnych przemyśleń.
Problem pojawia się, gdy próbujemy przez chwilę zastanowić się,
o czym my tu właściwie czytamy. Książka jest ponoć o aniołach i
demonach, ale czy aby na pewno? Otóż wic polega na tym, że
absolutnie nie: to książka o takich samych ludziach, którym tylko
dla niepoznaki doprawiono skrzydła. Nie ma nic anielskiego w
bohaterach powieści, nic szczególnego, nic nadludzkiego. Piją,
palą, swawolą – nie są idealni, nie są wyjątkowi. Śmiertelnicy
w powieści właściwie się nie pojawiają, brak więc nawet
specjalnego kontrastu między potęgą zastępów a marnością
człowieka.
Pomimo lekkości w
czytaniu, „Siewca wiatru” jako powieść nie ma wielkiego sensu.
Jeżeli pani Kossakowska czuła potrzebę napisania historii
pałacowych intryg, to dlaczego ubrała postacie tego małego dramatu
w anielskie szatki? Ten zabieg nie pełni żadnej roli w powieści,
nie ma znaczenia. Dlaczegóż więc? Ktoś kiedyś napisał, że
powieść fantazy powinna mieć sens, nawet gdy obierze się ją ze
wszelkich elementów fantastycznych. Ja bym powiedział raczej, że
nie ma sensu powieść fantastyczna, w której elementy bajkowe
stanowią tylko dekoracje i nie pełnią żadnej roli. Pomimo tego,
że fantazja dobrze się sprzedaje w dzisiejszych czasach, apeluje do
autorów: nie popełniajcie błędu Kossakowskiej i nie ubierajcie na
siłę swoich historii w elementy mistyczne, tylko po to by zdobyć
garść dolarów więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz