poniedziałek, 8 lipca 2013

Kto sieje wiatr ten zbiera burzę - „Siewca wiatru”

Ostatnimi czasy podjąłem tytaniczny wysiłek powiększenia mojej wiedzy o polskiej literaturze fantasy. Dotychczas kontakt z nią miałem dość ubogi i, z wyjątkiem Sapkowskiego, raczej odstręczający. Podążając za tą myślą, podczas wizyty w bibliotece sięgnąłem po pierwszą z brzegu pozycję o przyciągającym tytule. Obejrzałem okładkę i stwierdziłem, że wygląda nie najgorzej, co jest zwykle podstawą mego osądu książki. Tak w moim posiadaniu znalazł się „Siewca wiatru” Kossakowskiej.
 
Nad tekstami umieszczonymi na okładce nie będę się rozwodził - mam nadzieje, że już wszyscy z was nauczyli się je spokojnie ignorować i nie przydawać im najmniejszej nawet wartości - przejdę prosto do fabuły. Historia rozpoczyna się od niesprawiedliwej egzekucji i wskrzeszenia przez Boga jednego z „aniołów miecza” IMIE, który w efekcie staje się Abadonem, Aniołem Zniszczenia. Następnie fabuła przeskakuje tysiąclecia naprzód. Gdzieś w międzyczasie archaniołowie obalili dotychczasowych władców niebios, wkrótce potem Jasność opuściła niebiosa. Dziś nowi możni, opuszczeni przez swego Boga, muszą stawić czoła zagrożeniu jakim jest zapowiedziany powrót Siewcy Wiatru, manifestacji antyBoga. Podstępne knowania, skrytobójstwo i zdrada rozdzierają anielskie szeregi. Krew miesza się z wyrywanymi ze skrzydeł piórami, aż wszystko znajduje swoją kulminację w walnej bitwie z Ciemnością, uwieńczonej, dzięki Bogu, triumfem dobra.

Wielu z was zapewne pomyślało sobie: fantastycznie, brzmi jak odlotowa książka akcji. Wojny aniołów w niebie? Nie może być nic lepszego! Otóż błąd. Jest wiele lepszych rzeczy, wiele ciekawszych historii. Po prawdzie sam fabuła jest nawet wciągająca i powieść czyta się gładko, bez specjalnych zgrzytów i bez szczególnych przemyśleń. Problem pojawia się, gdy próbujemy przez chwilę zastanowić się, o czym my tu właściwie czytamy. Książka jest ponoć o aniołach i demonach, ale czy aby na pewno? Otóż wic polega na tym, że absolutnie nie: to książka o takich samych ludziach, którym tylko dla niepoznaki doprawiono skrzydła. Nie ma nic anielskiego w bohaterach powieści, nic szczególnego, nic nadludzkiego. Piją, palą, swawolą – nie są idealni, nie są wyjątkowi. Śmiertelnicy w powieści właściwie się nie pojawiają, brak więc nawet specjalnego kontrastu między potęgą zastępów a marnością człowieka.

Pomimo lekkości w czytaniu, „Siewca wiatru” jako powieść nie ma wielkiego sensu. Jeżeli pani Kossakowska czuła potrzebę napisania historii pałacowych intryg, to dlaczego ubrała postacie tego małego dramatu w anielskie szatki? Ten zabieg nie pełni żadnej roli w powieści, nie ma znaczenia. Dlaczegóż więc? Ktoś kiedyś napisał, że powieść fantazy powinna mieć sens, nawet gdy obierze się ją ze wszelkich elementów fantastycznych. Ja bym powiedział raczej, że nie ma sensu powieść fantastyczna, w której elementy bajkowe stanowią tylko dekoracje i nie pełnią żadnej roli. Pomimo tego, że fantazja dobrze się sprzedaje w dzisiejszych czasach, apeluje do autorów: nie popełniajcie błędu Kossakowskiej i nie ubierajcie na siłę swoich historii w elementy mistyczne, tylko po to by zdobyć garść dolarów więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz